Żeglowanie z dziećmi na Mazurach

Męski, późnojesienny rejs z ośmiolatkiem po Wielkich Jeziorach Mazurskich? Da się. Byle nie zabrakło strzał do łuku i gier planszowych. Oto relacja oczami ośmiolatka i jego taty – to podpowiedź na co zwrócić uwagę żeglując z dziećmi.
Relacjonują Filip (lat 8) i tata Filipa – Tomasz (37).

Żeglowanie z dziećmi – dzień pierwszy

Tomek
Sama jazda samochodem może być niezłą przygodą. Wypłynąć mieliśmy w piątek rano, ale rejs wołał nas już od poniedziałku i kiedy nastał czwartek po pracy/szkole nie wytrzymaliśmy, albo może jak się okazało, nie wytrzymałem :) . Zapakowaliśmy samochód i wyruszyliśmy koło godz. 17. Było już ciemno i podróż różniła się bardzo od tych, jakie zwykle wykonywaliśmy by dotrzeć na wiosenne i letnie rejsy. Fajnie było jechać razem przez ciemną Warmię, a potem Mazury. Postój na stacji benzynowej i takie tam. Rozmowy o „męskich sprawach”. Był to jednak nasz pierwszy męski rejs… i to jeszcze naprawdę późną jesienią, bo w grudniu. W rozmowy wkradł się niewielki niepokój.

Żeglarki mają lepiej!

Z okazji Dnia Kobiet w tym tygodniu wszystkie żeglarki zyskują i mogą liczyć na 8 proc. zniżki przy rezerwacji tygodniowych czarterów na Mazurach!
Bądź jak Marie Curie - Skłodowska i nie bój się przełamywać żadnych barier, także tych żeglarskich.

Skontaktuj się z nami »

Czarteruj jacht w zaufanej firmie!
NAUTIGO działa na rynku 12 lat. Opinie w Google 4,9/5

Promocja First Minute.
Czarter Jachtów żaglowych i motorowych
RABAT 10% od cen w cenniku 2024 !


Tylko do 31 stycznia 2024!
Dowiedz się więcej »

Filip
Jechaliśmy na Mazury na rejs. Było trochę późno. Nie mogłem się doczekać aż dojedziemy, ale było mi żal trochę dziewczyn (mamy i siostry), które zostały w domu. Po drodze liczyłem słupki przy drodze i byliśmy na hot dogach na stacji. No i tata znowu nie wygrał miliona w totolotka.żeglowanie z dziećmi Jezioro Nidzkie
Tomek
Gdy dojechaliśmy na miejsce, bramy Portu u Faryja były już zamknięte, na szczęście furtka nie. Wzięliśmy pierwszy ładunek rzeczy z samochodu i powędrowaliśmy do portu. Kilka latarni oświetlało całkowicie pusty port (nie licząc dużych statków pasażerskich) i przy jednej z kei przycumowana longsajdem stała Antila 27 Papaja. Był to tak nierealny widok, że nawet mnie wcięło na chwilę. Zażartowałem „Jak my znajdziemy łódkę w takim tłoku”, Filip na to odpowiedział zdawkowo „Jest tylko jedna?”. Najwyraźniej żartu nie wyczuł, a w głosie było słychać niepewność. To nie brzmiało za dobrze… było zimno i ciemno, a musieliśmy przed sobą jeszcze ze dwa kursy z bambetlami z samochodu.
Postanowiłem przyspieszyć akcję i nieco zmienić temat. Zaczęliśmy rozmawiać o tym co będziemy robili jak już zapakujemy się na łódkę. Gdy już to zrobiliśmy, poszliśmy odstawić samochód pod restaurację. Gdy prawie doszliśmy już do jachtu, usłyszałem ciężkie oddechy ze strony wczepionego w moją rękę Filipa. Wręcz mogę powiedzieć, że poczułem jego smutek który wylewał się z każdym oddechem. Gdzie jest cymbergaj, gdzie lody i słońce, gdzie Mama i Julka i o co chodzi z tymi męskimi rejsami? Zagadnąłem czy mogę mu w czymś pomóc i w ledwie oświetlonej uliczce za restauracją Kapiodoro odbyliśmy pierwszą ciężką męską rozmowę tego rejsu.
Filip
Gdy dojechaliśmy nasza łódź stała sama w przystani. Było mi zimno i trochę bałem się, że wpadnę do wody bo pomost był mokry i śliski. Było mi trochę przykro, ale tata mnie pocieszył i szybko mi przeszło. Nawet chwilkę popłakałem. Ale krótką. Zjedliśmy kolację – zupkę chińską – poczytaliśmy Percy’ego Jacksona i poszliśmy spać. żeglowanie z dziećmi Jezioro Nidzkie

Żeglowanie z dziećmi – dzień drugi

Tomek
Trzecia rano. Obudziło mnie zimno. Okazało się, że ogrzewanie umarło. Próbowałem to przespać. Założyłem zapasowy śpiwór na nas obu i przykryłem nas z głowami. Ale stres mnie zżarł. Już widziałem oczyma duszy jak przywożę z rejsu chorego na zapalenie płuc Filipa… Po kilku godzinach i kilku różnych akcjach udało mi się koło 6.30 uruchomić ogrzewanie. To był dobry początek. Mieliśmy ochotę na śniadanie w restauracji, ale po sezonie trudno jest znaleźć coś otwartego przed godz. 11. Więc śniadanie na łódce, klar i wypływamy. Zawsze na pokładzie był ktoś kto pomagał, albo nawet robił całą robotę. Teraz było inaczej. Ale nie chciałem robić wszystkiego sam, więc zacząłem wdrażać młodego w ciężki fach żeglarski. I po chwili już nam jakoś szło. Filip podawał wszystko o co go poprosiłem (czasami szybciej było by mi zrobić coś samemu, ale postanowiłem wybrać cięższą drogę), sterował, nawet na żaglach, zapinał lazy jacka, podawał cumy, chował i wyjmował obijacze itd. Wszystko co mógł zrobić, to robił. Choć niejednokrotnie tego dnia musieliśmy rozmawiać o łańcuchu dowodzenia na naszej jednostce :) . Jezioro Nidzkie sprawnej załodze nie sprawia trudności, ale dochodzenie na żaglach z 8-latkiem to prawdziwe wyzwanie szczególnie, że wtopa liczy się podwójnie: grozi uszkodzeniem jachtu, ale można też uszkodzić coś znacznie ważniejszego… przepraszam armatorów za to stwierdzenie :) . Na szczęście coś czuwało nade mną i leciutki wiatr z północy przy podchodzeniu do portu Pod Dębem w zasadzie załatwił sprawę. Wyszło wzorcowo. Stały cztery jachty żaglowe i dwa jachty motorowe, to był szok po tych pustych jeziorach dnia dzisiejszego. Port Pod Dębem jak zwykle nie zawiódł. Prąd na kei obecny, restauracja czynna. Pobraliśmy załoganta. I spędziliśmy przemiły wieczór. Siedząc sobie trochę na kei, trochę na jachcie i pod koniec w kabinie przysypiając z lekka.
Filip
Mój tata wstał o 4 rano poszedł raz po ropę ale stacja byłą zamknięta więc wrócił na łódź, potem poszedł jeszcze raz i tym razem stacja była otwarta, potem przestawił łódkę bo kabel był za krótki, a potem musiał iść do toalety.
Staliśmy tam jeszcze trochę i w końcu wypłynęliśmy. Wpłynęliśmy na Jezioro Nidzkie i rozłożyliśmy żagle ponieważ była tam strefa ciszy. Tata dał mi ster i zacząłem halsować między wyspami. Bardzo bałem się przepłynąć pod linią wysokiego napięcia, ale w końcu dałem tacie to zrobić. Zobaczyłem w oddali przystań Pod Dębem. Myślałem że tam się zatrzymamy… lecz nie, popłynęliśmy dalej. Zobaczyliśmy piękną sosnę zwieszającą się tuż nad taflą jeziora. Powoli zaczęliśmy zawracać. Płynęliśmy po Wojtka, który jest naszym znajomym i umówił się z nami na rejs. Dobiliśmy w porcie i podłączyliśmy naszą łódź do prądu. To był port Pod Dębem. W końcu wyszliśmy na porządny obiad. Właśnie tam spotkaliśmy Wojtka. Znowu czytaliśmy i poszliśmy spać. Żeglowanie z dziećmi Port pod Dębem

Żeglowanie z dziećmi – dzień trzeci

Tomek
Poranny klar, toaleta i śniadanie. Wypływamy. Nasz kompan Wojtek nie był na Jeziorze Nidzkim od wielu lat dlatego postanowiliśmy opłynąć kilka miejsc, które chciał zobaczyć. Filip speszył się trochę obecnością trzeciej osoby na pokładzie i nie był tak aktywny jak poprzedniego dnia. Halsowaliśmy się przez Nidzkie przy średnim wiaterku z krótkimi porywami. Oczywiście na jeziorze nikogo. Nawet wędkarze odpuścili sobie zagłębianie się tak daleko w strefę ciszy. Pływaliśmy już każdego miesiąca roku za wyjątkiem stycznia i lutego, ale takiej pustki, że przez cały rejs nie spotkaliśmy żadnego jachtu na żaglach, to nie mieliśmy nigdy. Wspaniałe Mazury.  Takie jakie widzieli nasi rodzice. Bez motorówek i skuterów.
Nagle płetwa sterowa wyskakuje w górę… „mielizna!” krzyczę. Wykonuję zwrot i widzę, że Wojtek nie wie o co chodzi. Widać, że przez ostatnie lata pływał po morzu. Spore zamieszania nikt nie wie co się dzieje , no może poza mną. Filip na wszelki wypadek siada przy kabinie i patrzy na nasze nieudolne manewry. Dzięki nim odeszliśmy, aż pod przeciwny brzeg i natknęliśmy się na dryfującą pupkę (takie narzędzie do kłusowania na ryby). Kolejna seria zwrotów i taniec z bosakiem pozwoliły nam wyłowić pupkę, tyle że zaczepiła się o płetwę sterową, co doprowadziło do przedłużenia się całej akcji wyłowienia jej. Po chwili problem płetwy rozwiązał się samoistnie gdyż ponownie wpadliśmy na mieloszkę. Tym razem sprawnie wykonaliśmy manewry i popłynęliśmy dalej w stronę Krzyży. Pupka wylądowała w śmieciach. Nawigowaliśmy sobie wzdłuż brzegów podziwiając krajobrazy i wspominając różne historie związane z naszymi przygodami na akwenie Jeziorze Nidzkie. Filip przysłuchiwał się szczególnie gdy opowiadałem jak byłem mały. Ten pełen wrażeń dzień zakończyliśmy na biwaku tradycyjną już na tym rejsie zupką chińską, tym razem romantycznie przy ognisku. Myślałem że padniemy od razu, ale udało nam się chwilę pograć w planszówki.
Filip
Wstaliśmy i zaczęliśmy przygotowywać się do wypłynięcia. Zjedliśmy śniadanie. Popłynęliśmy dalej na Nidzkie. Wieczorem dobiliśmy do biwaku i paliliśmy ognisko. Potem graliśmy na łódce w planszówki Carcassonne i Disc Wars. Zasnęliśmy po grze, chyba nic nawet nie przeczytaliśmy. Żeglowanie z dziećmi Jezioro Nidzkie

Żeglowanie z dziećmi – dzień czwarty

Tomek
Wcześnie poszliśmy spać i wcześnie wstaliśmy. Nie chcieliśmy lecieć na łeb na szyję do Rucianego, więc przy śniadaniu padł pomysł żeby pójść na spacer do Puszczy. Wzięliśmy łuki zabrane z domu i ruszyliśmy na „zwiad”. W międzyczasie okazało się, że Wojtek będzie zwierzyną. Ścigaliśmy go, ale był sprytniejszy i szybko nam uciekł. Więc polowaliśmy na różne mityczne i fantastyczne potwory z naszych książek i opowieści. Strasznie się umęczyliśmy, ale wróciliśmy szczęśliwi.
Wracając zebraliśmy trochę śmieci z okolic biwaku. Między innymi grilla który prześladuje nas przez niemalże wszystkie biwaki przez wszystkie rejsy. Zastanawiam się kiedy ludzie sobie uświadomią, że jest to śmieć i będą go wyrzucali zamiast zostawiać dla potomnych na biwakach.
Powrót był spokojny przy flautowatej i mżawkowatej pogodzie, ale dało to nam dużo czasu na rozmowy, kontemplację i zjedzenie paczki pistacji. Po dopłynięciu suszenie materacy (ciągle mieliśmy dużo ropy z pierwszego dnia, a w zasadzie nocy), pakowanie i klar. Podobno następnego dnia już łódka stała na lądzie.
Filip
Rano po śniadaniu poszliśmy do Puszczy Piskiej na polowanie na Demony i Wojtka. Mieliśmy łuki z rejsu wakacyjnego i było super, bo wchodziliśmy na drzewa, które trochę leżały, a trochę stały. Szukaliśmy też strzał, które zgubiłem. Potem wróciliśmy na łódkę i popłynęliśmy z powrotem. Nie bałem się już płynąć pod linią. Męskie rejsy są bardzo fajne, ale następny będzie razem z dziewczynami.
Tomek
Uznałbym, że gdzieś zawiodłem i że Filipowi się nie podobało, ale to chyba nie to. My po prostu bardzo kochamy nasze dziewczyny i już przyzwyczailiśmy się do rodzinnych rejsów. Ja bawiłem się świetnie, a co do Filipa to dowiem się, najpóźniej w przyszłym roku, gdy powie, że już nie chce płynąć na rejs :) .

XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX

Więcej w temacie żeglowanie z dziećmi na Mazurach.

Czarter jachtów idealnych do żeglugi z dziećmi!

żeglowanie z dziećmi - Jezioro Nidzkie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *