Z Rucianego – Nida większość jachtów płynie na północ – na jezioro Bełdany. Tymczasem jezioro Nidzkie jest dla żeglarzy szukających ciszy wyborem idealnym.
Żeglarki mają lepiej!
Z okazji Dnia Kobiet w tym tygodniu wszystkie żeglarki zyskują i mogą liczyć na 8 proc. zniżki przy rezerwacji tygodniowych czarterów na Mazurach!
Bądź jak Marie Curie - Skłodowska i nie bój się przełamywać żadnych barier, także tych żeglarskich.
Czarteruj jacht w zaufanej firmie!
NAUTIGO działa na rynku 12 lat. Opinie w Google 4,9/5
Promocja First Minute.
Czarter Jachtów żaglowych i motorowych
RABAT 10% od cen w cenniku 2024 !
Tylko do 31 stycznia 2024!
Nidzkie to jeden z najmniej zmienionych przez działalność człowieka akwenów na Mazurach. Wzdłuż aż 68 kilometrów brzegu jeziora leży tylko 1 miasteczko (Ruciane – Nida) i 2 większe wsie. Reszta osiedli to leśniczówki i odcięte od świata przysiółki. Tym samym jest jednym z najmniej zatłoczonych dużych mazurskich jezior. Idealne dla tych którzy szukają ciszy i dzikiej przyrody. Na większości jeziora obowiązuje zakaz używania silników spalinowych (za wyjątkiem jego północno-zachodniej części w okolicy Rucianego, punktem granicznym jest wysokość linii wysokiego napięcia przed portem Pod Dębem).
Długość jeziora Nidzkiego to 23 kilometry. Rozciąga się od Rucianego do wsi Jaśkowo. Jezioro ma kształt silnie wygiętej rynny. Brzegi są przeważnie wysokie i otoczone malowniczo drzewami Puszczy Piskiej. Jego główne parametry: powierzchnia – 1831 ha, głębokość maksymalna – 23,7 m, średnia – 6 m.
Do jeziora Nidzkiego dostajemy się z południowego krańca jeziora Bełdany. Trzeba prześluzować się na Guziance, po czym pokonać maleńkie jeziorka: Guzianka Mała i trochę większa Guzianka Wielka. Dopływamy do naszej macierzystej Przystani „U Faryja”. Tu najczęściej żeglarze robią sobie krótszą lub dłuższą przerwę w rejsie. Można np. pozwiedzać miasto Ruciane-Nida będące niejako bramą na jezioro Nidzkie i uzupełnić zapasy spożywcze (dobrze zaopatrzone sklepy są blisko portu).
Ponad pół tysiąca lat historii w samym sercu Mazur
Nazwa Ruciane pochodzi od słowa „ruda”. W okolicy dzisiejszego miasta już w XIV wieku istniało wiele smolarni, wypalarni węgla drzewnego oraz ośrodków przetapiania rudy darniowej. Nidę założono w 1595 roku. Wieś przez wiele lat była osadą rybacką. Osiedle Ruciane połączono ze wsią Nida 1 stycznia 1966 roku. Wtedy też miejscowość zyskała prawa miejskie.
Historyczna atrakcja Rucianego to stojący przy wjeździe od strony Pisza bunkier. Jest on pozostałością węzła obronnego Ruciane-Guzianka (drugi stoi przy śluzie Guzianka). Węzeł był elementem pasa umocnień, który Niemcy zaczęli budować jeszcze w drugiej połowie XIX wieku. Co ciekawe, na początku I Wojny Światowej bunkry spełniły swoja rolę. Stało się tak nawet pomimo tego, że Niemcy wycofali się z Rucianego, a Rosjanie ich nie zaatakowali! Wojska rosyjskie obeszły bowiem rejon umocnień jednocześnie z dwóch stron i tym samym rozproszyli swoje siły. Dzięki temu Niemcy rozbili oddzielnie oba rosyjskie zgrupowania.
Z przystani “U Faryja” trzeba wypłynąć na krótki kanał pod mostem drogowym i kolejowym – koniecznie ze złożonym masztem – inaczej czarter jachtu może się zakończyć znacznie szybciej niż planowano – trudno żeglować z połamanym masztem :).
Jezioro Nidzkie szlak żeglowny
Zaraz za kanałem możemy postawić maszt, co nie powinno nam przysporzyć kłopotów bo prawie zawsze jest tu raczej spokojnie, nawet przy silnych wiatrach. Trzeba natomiast jak zawsze uważać na sieci rybackie i na plażowiczów – oba te niebezpieczeństwa mogą czyhać po prawej burcie. Łatwo też wpłynąć na piaszczyste zazwyczaj mielizny przy lewym brzegu Początkowo jezioro jest wąskie (najwyżej do 150 m), ale z czasem gwałtownie poszerza się w dużą zatokę. Jest tu aż 5 małych wysp, a tuż za nimi druty linii energetycznej. Od linii wysokiego napięcia obowiązuje zakaz pływania na jachtami silniku (rezerwat „Jezioro Nidzkie”), ale zwyczajowo można na silniku dopłynąć do Pod Dębem.
Jedno z bardziej położonych na południe jezior na Szlaku Wielkich Jezior Mazurskich upodobały sobie mielizny i… artyści
Za granicą rezerwatu Jezioro Nidzkie, którą umownie jest linia energetyczna za mostami na południe od Rucianego wreszcie nasz jacht może wypłynąć na szerokie wody, gdzie można poszaleć na żaglach. Zaraz za granicą rezerwatu, po lewej burcie mijamy wyspę. Najlepiej ominąć ją szerokim łukiem. W jej północnej i południowej części dno jeziora opada bardzo łagodnie, tworząc sięgające nawet 200 metrów od brzegu mielizny. Po prawej stronie z kolei miniemy leśniczówkę Pranie znaną z muzeum Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. W Praniu latem trwają cykliczne spotkania literackie i poetycko – muzyczne – koncertowała tu m.in. Renata Przemyk. Nie wszyscy wiedzą, że Leśniczówka wzięła swą nazwę od otaczających ją dawniej łąk, pól i pastwisk, które „prały” jak mawiali dawni Mazurzy, czyli pokrywały się mgłą.
Jezioro jest tu szerokie i głębokie, pozwalając na długie halsy każdym jachtem. Na obu brzegach dostrzeżemy liczne miejsca biwakowe – po prostu archetyp krainy Mazury.
Jezioro Nidzkie – miejscowość Krzyże
Po przepłynięciu ok. 5 km od linii energetycznej na prawym brzegu znajduje się miejscowość Krzyże z ośrodkiem wypoczynkowym. Można tam zacumować jacht i pójść na zakupy lub spałaszować obiad w Gospodzie u Kaczorka.
Krzyże od lat ściągały pisarzy, filmowców i innych artystów. Powstawały o nich reportaże i filmy dokumentalne. Pierwsze wzmianki o wsi sięgają 1706 roku. Jedna z wersji nazwy Krzyże nawiązuje do kształtu krzyża, jaki tworzy w tym miejscu jezioro Nidzkie z zatokami Zamordeje Wielkie i Małe. Inna powołuje się na niemiecką nazwę wsi Kreuzofen. Pierwszymi osadnikami, którzy tu przybywali m.in. z Polski, byli smolarze, którzy wypalali drewno. Stale w Krzyżach mieszka tylko 60 osób. Jednak latem liczba ta rośnie do 500. Większość przyjezdnych stanowią ludzie stale wracający tu od lat, ceniące sobie spokojny lokalny klimat, pojawiają się tu m.in. tacy artyści jak Daniel Olbrychski, Bohdan Łazuka i Wojciech Młynarski.
Dalej na południe jezioro zwęża się. Po jego zachodniej stronie znów trzeba uważać na sięgające daleko w jezioro płycizny. Za przewężeniem po prawej stronie rozpościera się zatoka Zamordeje Wielkie, zaś po lewej – Zamordeje Małe. Jest to najszersza część jeziora – w tym miejscu Nidzkie ma prawie 2 kilometry szerokości. Po prawej stronie dostrzeżemy miejscowość Karwica. Koniecznie trzeba zacumować w tej okolicy i podziwiać przepiękną panoramę jeziora z wysokiego brzegu półwyspu Zamordejskiego.
Jezioro Nidzkie, im dalej w las…
Dalej jezioro ponownie zaczyna się zwężać i wydaje się, że to już jego koniec. Po chwili jednak otwiera się wąski przesmyk, a za nim kolejne kilka kilometrów wody. To już jednak żegluga dla wytrwałych, dobry trening szybkiej halsówki. Na północnym brzegu znajduje się stanica wodna PTTK Czaple. Przyjemne miejsce do postoju i kąpieli. Tu jednak na samym środku jeziora możemy zaczepić mieczem o dno. Jeżeli popłyniemy dalej, na takie mielizny natrafiać będziemy coraz częściej dlatego też dalszą żeglugę odradzamy. Jezioro robi się coraz płytsze – miejscami warstwa wody wynosi tu 20-40 cm. Jeżeli zaryjemy mieczem, lub płetwą sterową w muł, będzie nam trudno wydostać się z tej pułapki. Na odepchnięcie się od dna nie ma co liczyć – pagaj czy nawet dłuższa tyczka miękko ugrzęzną w mule. Dalej co prawda jest jeszcze jedna dość duża i głęboka zatoczka, ale bardzo trudno się na nią dostać. Do zatoki wpada rzeczka Wiartelnica, wypływająca z jeziora Wiartel. Ten odcinek można pokonać już tylko kajakiem.
Tym samym dotarliśmy do najdalej na południe wysuniętego krańca szlaku Wielkich Jezior Mazurskich. Charakterystyczny komin to Jaśkowo, gdzie dopływają tylko najwytrwalsi z wytrwałych żeglarzy.
Rezerwuj jacht już teraz!
Promocja First Minute.
RABAT 10% od cen w cenniku 2024 !
Tylko do 31 stycznia 2024!
Guzik prawda. Strefa ciszy na Nidzkim obowiązuje od wysokiego napięcia i pływanie do „Pod Dębem” na silniku to zwykłe buractwo.
Rozróżnienie buractwa od zwyczaju to cienka czerwona linia :)
Pływanie na silniku w strefie, gdzie prawo jednoznacznie i wprost zakazuje używania silnika – to łamanie prawa.
Zaś tłumaczenie łamania prawa „zwyczajem” – to buractwo właśnie.
Ok. przekonaliście mnie, tak więc podkreśliłem w tekście wyraźniej, że można pływać do linii. Co nie zmienia faktu, że często ludzie dopływają do Pod Dębem. I ja osobiście nie widzę w tym nic złego, bo manewrowanie w porcie na żaglach jest czasem bardzo trudne.
A idąc tropem definicji buractwa jechanie w mieście 55 km/h też jest buractwem. Niech rzuci kamieniem pierwszy, ten kto nie jest burakiem.
Używanie silnika w porcie Pod dębem jest dlatego złe, że dalej nie ma już naturalnej zapory akustycznej takiej jak cieśnina pod drutami, i hałas silników na koromysłach (ale także pijacki rechot tamtejszych gości) korzystających z portu Pod Dębem niesie się conajmniej do Prania.
A kamień chyba rzucić mogę? Nie mam auta, więc nie mam możliwości jazdy z prędkością 55km/h w mieście. Nie mam też wielgacnego koromysła na którym jakoby nei sposób manewrować przy podejściu na żaglach. A gdybym takowe miał – nie wpływałbym do portu w którym bez silnika nie dałoby rady.
ludzie ja sam plywam i jestem czesto pod debami ale jednostkowo widzialem moze 2 razy jach ktory wchodzil na pagajach i jak ktos plywa i podejscie na silniku i wolnych obrotach nie stwarza wiecej halasu jK MUZYKA NA JACHTACH no wiec nie wpadajmy w paranoje
Puszczanie głośnej muzyki na jachtach to także buractwo. W przypadku zaś Portu Faworyzowanego przez Poczytne Czasopismo Którego Tytuł Rozpoczyna się od Tej Samej Litery na Którą Zaczynają się Nazwy Dwóch Słynnych Marek Polskiego Piwa – także wykroczenie, takie same jak pływanie w tej strefie jeziora na silniku.
Jeśli nie umiesz wpłynąć do portu na żaglach to wynoś się tam gdzie na motorze możesz dojechać nawet do kibla a jeśli pływasz już po jeziorze ze strefą cisz – to się dostosuj. Takie były zawsze prawa i warto o nich pamiętać dla siebie samego również.
Bardzo fajny artykuł, a najwięcej buracstwa widać w komentarzach
Uważasz powyższe komentarze za burackie bo sam „zwyczajowo” pływasz na silniku do Portu Pod D…pą w Której Właściciel Ma Wszelkie Przepisy, przyjmując do portu położonego na terenie rezerwatu wielkie motorówki, czarterując sprzęt motorowodny i świadcząc usługi holowania narcarzy wodnych oraz bananów?
Prawda jest taka, że nigdy prawo nie nadąża za życiem, choć to życie wymusza zmiany w prawie. Czasy się zmieniają i coraz więcej jachtów, dużych jachtów pływa po Mazurach i choć można tęsknić za „dawnymi czasy” zmian nic nie zatrzyma. Na dużych „koromysłach” nie da się skutecznie i BEZPIECZNIE manewrować na pagajach, a zatrzymanie takiego pędzonego wiatrem w wolna burtę, o powierzchni porównywalnej z powierzchnią grota i wadze paru ton „koromysła” bez silnika jest po prostu nie możliwe. Zacumowanie w zatłoczonych marinach na żaglach w praktyce jest możliwe jedynie przy zewnętrznych kejach. Sam niejednokrotnie widziałem w Mikołajkach wchodzące ” koromysła”, które nawet na silniku obijały się o zacumowane łódki. Tempus fugit Tomku i niestety jego nie zatrzymamy.
Nidzkie – strefa ciszy dla zeglarzy- a na brzegach pily spalinowe tak napierniczaja ze trzeba korki w uszy wsadzac.
Co do uzywania silnika to przy duzych jachtach jest rzecza prawie niemozliwa zacumowac lub odbic BEZPIECZNIE !!!!! wiec trzeba wybrac mniejsze zlo.
Jak tak robie a ze moge byc uwazany z BURAKA to mi to wisi.
Pozdrawiam wszystkie MARCHEWY.
Mniejszym złem w twoim wypadku będzie rezygnacja z zapuszczania się w obręb Rezerwatu a przynajmniej cumowania w porcie Pod D…, buraku. I czyje to piły spalinowe napierniczają na brzegach, czy aby nie „żeglarzy” którzy wszystek chrust spalili już w ogniskach palonych poza wyznaczonymi miejscami, więc wycinają zdrowe drzewa?
Za to może zatrzymać to co się dzieje w portach Rezerwatu Jezioro Nidzkie – RDOŚ. Wystarczy że któregoś sezonu nie wyda zezwolenia na pływanie po terenie Rezerwatu Jezioro Nidzkie bez użycia napędu motorowego. I w ten sposób na niesubordynacji czarterowiczów wynajmujących dla prestiżu największe koromysła na jakie ich stać a potem pakujący się na nich na siłę tam gdzie z góry wiedzą że bez silnika nie dadzą sobie rady – stracą użytkownicy mniejszych żaglówek przestrzegający przepisów, a nawet kajakarze.
Nie rozumiem poziomu agresji w komentarzach. Oczywiste jest że zakaz to zakaz i koniec. Tak samo jak oczywiste jest że wolno sternikowi użyć silnika w sytuacji zagrożenia. Co jest tym zagrożeniem pozostaje oceniane i rozpatrywane przez stosowne „służby” i obyczaj żeglarski. Pływanie łodziami motorowymi na południe od portu jest bezwzględnie zakazane i koniec. Użycie silnika przy „ratowaniu tyłka załodze” przy bardzo złych warunkach i tylko do ucieczki jest”OK”.
Myślę że przeniesienie znaku o zakazie pływania na silniku o te kilkadziesiąt czy kilkaset metrów zakończyło by te idiotyczne spory
Jezioro Nidzkie jest na tyle wąskie, że jest czas na ucieczkę do brzegu pod żaglami i ewentualnie pagajami przed nadciągającą burzą. Natomiast nie ma usprawiedliwienia dla znanego autora opisów mazurskich akwenów publikowanych na łamach Upadłego już Czasopisma Którego Tytuł Rozpoczynał się od Tej Samej Litery na Którą Zaczynają się Nazwy Dwóch Słynnych Marek Polskiego Piwa co to chwalił się na jednym z forów jak to kiedyś podczas nocnego rejsu przy słabiutkim wietrze wpakował się na mieliznę koło Bobrowej (bo był wczorajszy?) i postanowił tam przenocować do rana, ale gdy po północy zaczęła zbliżać się burza – wykorzystał ją jako pretekst aby odpalić jak to sam określa – Cichutką Hondzię i uciec ile sił w garach do portu w Krzyżach, pod iluzoryczną osłonę masztów innych jachtów. Iluzoryczną – bo gdyby pierun pindryknął w którykolwiek z nich, to ucierpiały by załogi na jachtach w najbliższym sąsiedztwie. A należało podholować jacht choćby i w bród jak najbliżej brzegu, i dla pewności złożyć maszt. Ale jak tu nie skorzystać z okazji aby w kilka minut osiągnąć port do którego nie potrafiło sie dopłynąć wieczorem?
Oczywiście użycie silnika w celu ratowania tonącego – to zupełnie inna bajka, i nikt tu takiego czynu potępiać nie będzie.
@tym: nie zakończyłoby, ponieważ nie tylko pojawiłyby się wówczas naciski aby zezwolić na pierdziawkowanie do Prania, przynajmniej podczas imprez kulturalnych, ale i rezydenci Krzyży, Karwicy oraz Jaśkowa poczuliby się wówczas pokrzywdzeni i zaczęliby się domagać tego samego dla siebie. Zaś ryk dresolotów które opanowałyby wówczas port Pod D… w stopniu takim jaki możemy zobaczyć np. w portach Rydzewa niósłby się co najmniej do Krzyży.